Jaki ja jestem śmieszny, jaki straszliwie śmieszny z tym moim niedonoszonym heroizmem, z tem mojem w trzecim miesiącu poronionem bohaterstwem! Nigdy nie mówiłem o tem z Marynią; nie chciałem jej zrobić przykrości, lękałem się tego. Dziś nie mówiłbym tego, aby mi się nie rozśmiała w twarz. Jestem przekonany, że ona dojrzała teraz z dnia na dzień, że jest teraz stokroć rozumniejszą, głębszą, bystrzejszą, niż dawniej. Co za wstyd, że to nie ja, nie ja, jej mąż, potrafiłem tego dokonać. I co za nikczemna natura ludzka, że ja więcej obawiałbym się jej drwiącego śmiechu, niż dawniejszego uczucia, że ją zranię, że sprawię jej cierpienie. Nie kochałem więcej mojej myśli, niż siebie, ponieważ poświęciłem ją dla mojej miłości ku kobiecie, ale ja nawet tej kobiety więcej niż siebie nie kocham. Czemże więc jestem? Niczem, tylko upersonifikowanym egoizmem, niczem,
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.