mogła była opływać we wszystko, a ona chciała tylko zapewnionego bytu materyalnego, tylko nie niedostatku, tylko nie ostatecznego ubóstwa, tylko nie nędzy. Nie mamy czterech tysięcy reńskich dochodu, jesteśmy więc prawie ubodzy, mamy zaledwie tyle, aby żyć najskromniej, a jednak, gdy tylko miała gdzie nogę oprzeć, nie rzucając nawet okiem na swoje najświetniejsze partye, z całą swoją urodą, z całem swojem szczęściem do ludzi, z całą swoją młodością dwudziestu jeden lat, z całą swoją świadomością swego ogromnego prawa do życia, poszła za mnie, albowiem największem dla niej szczęściem było »być przy mnie, żyć ze mną, we mnie, dla mnie, przezemnie«. Ileż to razy od niej słyszałem i to nie w godzinach fizycznych upojeń, kiedy kobieta, która się zawsze wstydzi swojej namiętności, ubiera ją w słowa usprawiedliwiające i kiedy wogóle słowa są dźwiękami bez znaczenia, ale w godzinach cichych rozmów, refleksyj, zamyśleń, wgłębiań się we własną duszę swoją, w godzinach myśli, w godzinach duszy. Kochała mnie więc, nie mężczyznę we mnie, ale mnie, mnie jedyną wybraną istotę.
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.