Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

dnego silniejszego oddechu, jednego jęknięcia, czy szlochu. Nic, nic. Ona, co pierwej tak łatwo szła wypłakiwać się na moich ramionach, co mi dawała wypijać łzy z oczu ustami, a jeżeli płakała przezemnie, to się rzucała na swoje łóżeczko i łkała w głos, teraz milczy jak grób. Że ona strasznie cierpi, widzę to. Wiedziałem, że wszystko w niej będzie przeciw niej, że wszystko, co w nią wpojono i cała tradycya naszego pożycia stanie za mną przeciw niej, tylko jednego nie wiedziałem, że może dwoje ludzi tak koło siebie istnieć, jak my teraz istniejemy, bez słowa i bez ruchu. Tak musiał być ojciec zadżumionych z żoną, kiedy mu wszystkie dzieci wymarły, nim ona sama umarła; tylko że oni byli tak dzień, a my jesteśmy już trzy miesiące.
Ani ona nie zrobiła jednego kroku ku Ryszardowi, ani ja nie zrobiłem jednego kroku przeciw niemu. Wszystko idzie swoim trybem. Zdaje mi się, że oboje to czujemy, iż jedno słowo, jeden jakiś fakt spowodowaćby mógł coś, czego się oboje lękamy, bo nie możemy tego ani obliczyć, ani przewidzieć. Wyglądajmy jak dwoje ludzi, których zamknięto na