Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

który potrzebuje pomocy — a Marynia słucha i upaja się. O czemuż ja do niej nigdy tak nie mówiłem? Nie! raczej czemuż ona mnie przed trzema laty nie byłaby słuchała, nie byłaby rozumiała? Co się w niej stało? Jakież złe bóstwo przeczarowało ją z dziecka-kobiety w kobietę-człowieka? Jakież złe, przeklęte bóstwo? A jednak — wszakże niczego innego nie pragnąłem niegdyś, tylko tej zmiany, którą widzę. Mój sen się spełnił: Marynia jest kobietą-człowiekiem. I ja to przeklinam? O Ironio, Ironio życia, zabij mnie, ale nie męcz dłużej tak strasznie!
A po nim nic poznać nie mogę. Czy on wie, co się w nas i między nami dzieje — nie mogę odgadnąć. Gdyby bywał kiedykolwiek wesoły, zmiennego usposobienia — ale on zawsze był jeden i ten sam: metalowy prorok przyszłości, bohater i fanatyk, dla którego poza myślą, poza ideą, nie istnieje nic. Gdy się o czemkolwiek innem mówi, on nie uśmiecha się pogardliwie, jak głupiec o wyższym umyśle, ale milczy. Jego to nic nie obchodzi, dla niego życie koncentruje się w jednem: w jego idei.