Budzę się... jak ze snu... czy ja istotnie spałem? Coś się ze mną gdzieś kiedyś stało... ale gdzie i kiedy... i co? Coś jednak stało się ze mną... Była noc — i teraz jest noc — ale czy ta sama?... Jestem u siebie w pokoju, ale w łóżku, którego tu nie było. — Musiano mi je wnieść... koło mnie stoją jakieś flaszki — lekarstwa — czy byłem chory? Cóż się stało?! Zaraz — na ścianie mojej musi być kalendarz, w którym się automatycznie dnie i miesiące posuwają. Lampa się pali, więc zobaczę... Było siedmnastego lutego... Ah jak mi ciężko podnieść głowę... Cóż to jest?! Dziewiętnasty! Spałem dwa dni, czy co? Musiałem poprostu być chory — musiałem nie mieć przytomności... Marynia musiała mnie pielęgnować... Zawołam... Mar... Nie, nie, pewno zasnęła zmęczona... Niech śpi... To się dopiero ucieszy! Moje kochanie! Moje jedyne! moje cudowne stworzenie! Biedactwo musiało się
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.