Wszedł tylko na chwilę. Przyszedł się dowiedzieć, jak się mam? Wyszedł, nim służąca nasza przyszła do niego. Jacy oni są strasznie smutni. Spojrzałem przez szparę powieki. Marynia jest blada jak płótno. Na przywitanie podali sobie ręce, na pożegnanie on pocałował ją w rękę. Nie był minuty... Nic nie wiem... Ma przyjść po południu i przynieść książkę. Odniosłem tylko to wrażenie, że oni są oboje niezmiernie smutni.... On także. Pierwszy raz dosłyszałem zmianę w jego głosie. Mówi ciszej niż zwykle. Marynia mówi przez łzy. Jeżeli ona wie, że ja wiem, jeżeli jego kocha i mnie, bez przytomności przez jej jedno spojrzenie, ma przy sobie, ma za męża, to ona jest także w otchłani... Biedna. Ale między nimi nic przez te dwa dni nie zaszło... Tego jestem pewny... Zresztą Ryszard przyjdzie po południu. Podsłucham ich rozmowy. Tak, tak, zrobię tę podłość i podsłucham ich rozmowy.
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.