Jeżelim ognia blasku nie niecił,
Cóżem wart, choćbym lawy był gorącem?...
Choć wszystkie czucia w człowieku poruszę,
Cóż, jeśli bóstwa nie rzucam mu w duszę?
Tyś przyszła... Z tobą przyszło życie nowe,
Miłość wszystkiego, co wielkie i piękne;
Czułem, ze chyląc przed tobą mą głowę,
Razem przed jakiemś świętem ducha klęknę;
Taką mi dziwną zabłysłaś urodą,
Żem serce uczuł znów — bijące młodo.
Ale odchodzisz, jak sen... Dookoła
Zostanie tylko pustka i milczenie,
Szmer, jak po skrzydłach odlotnych anioła,
Długie, zgłuszone, złamane westchnienie —
I na mil setki skrzyżowane słowa:
Kocham cię! bądź zdrów!... Kocham cię! bądź zdrowa!...
O! gdyby z twojem na ustach imieniem,
Z twoim na sercu i w duszy obrazem,
Z jakiemś olbrzymiem na oczach widzeniem,
W uszach z pioruny kruszącym wyrazem,
W jakiś Dzień Wielki i pamiętny długo,
Paść gdzieś na szańcu choć z śmierci zasługą!