Rozwijam skrzydła!
W pęd, w pęd bez brzegu!
Wichr przegnaliśmy lotem!.. Na ziemi i niebie
Widziałże kto wspanialszą gonitwę, o Febie?!
Napróżno! Twoje ścigłe nie zgonią mię konie!
Złoty wóz już jak gwiazda, już jak gwiazdka płonie...
Ha! Strzała!...«
Na wybrzeżu posępnej martwej, morskiej wody,
We krwi, co się kałużą szeroką rozlała,
Leży ciało, trup leży złotowłosy, młody...
Jeszcze pierś, zda się, dyszy; jeszcze, zda się, pała
To oko niezamknięte, gdzie samą zwycięża
Śmierć: boski zachwyt życia, promienisty, śmiały...
Skrzydła skrwawioną głowę jak w gloryę ubrały,
Skrzydła przebite strzałą, co obok, do węża
Podobna, błyszczy w piasku... Wokoło żórawie
I ibisy czerwone patrzą się ciekawie,
A tam, na nieboskłonie, cięciwę morderczą
Puszczając w dźwięk, bóg słońca śmieje się szyderczo.