Owa słoneczna wyspa, owa łąka kwiecia,
Raz czasem spotykana na całe stulecia
Przez wędrowne okręty, przez żaglowce burz:
Ona... ach! ona niknie w bezdrożu, w bezmiarze,
A wszystko to są złudy, widma i miraże,
A wszystko to są złudy, gry zwodnicze mórz...
Odpłyń, odpłyń! Bo lepiej ci zaiste w pełni
Rozpiętych żaglów zginąć, gdy się głąb rozwełni,
Wpośród ryku orkanów, mknąc przez błysków szlak,
Niż się błąkać po brzegu nędznych łodzi drogą,
Gdzie nawet dojrzeć szczytu twych masztów nie mogą,
Gdzie na nich, zamiast orłów, siada drobny ptak.
Odpłyń! Odpłyń! Niech wichry cię niosą szalone
W elementarnych potęg niebosiężną stronę,
Płyń! Niech zdala zabłyśnie świetna żaglów biel —
Płyń... Nie jesteś z tych statków, co wpływają z chwałą
Do portu, opłynąwszy wkoło ziemię całą — —
Błądzić, szukać i zginąć bez śladu: twój cel...