Kraj jakiś, we śnie gdzieś pierwej widziany —
Wał gór, błękitu sięgający prawie,
Zielony, cichy, słońcem wyzłacany;
Morze opodal i łąki przestrone — —
Krajobraz dziwny, jasny, a tak cudny,
Że moje serce wizyą zachwycone
Całe weń weszło. Świat ten był bezludny:
Jednego głosu, ni szmeru nie słyszę — —
Słońce tu tylko jedno w to zacisze
Tajemne schodzi. Wtem z górskiej kotliny
Dwie ku mnie wyszły powoli dziewczyny:
Siostry — — Eliana z Arikarną. Niewiem,
Skąd te imiona znam...
Zda się, że kołysze
Wiatr wiotką kibić i smukłe ramiona
Białej Eliany o włosach złocistych,
Błękitnych oczach i owalnej twarzy,
Jaką się w Psyche idealnej marzy,
Jaką Praksytel dał najczystszej z czystych.
Ciemne szafiry Arikarny oczu
Iskry się zdają sypać po przezroczu,
Wśród kruczych włosów twarz jej przypomina
Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 4.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.