przez chwilę dziwną i świętą brzmi chwałą,
bramy tajemnic gwiaździstych otwiera
i ma poddaną Moc stworzenia całą...
Tam to jest owa dziwna atmosfera,
gdzie się uczuwa ludzka istność nasza
wyższą, silniejszą — nad słowo: umiera.
Tam już nas obraz istot nie przestrasza
pojętych nakształt Władających Mocy;
tam ust umilkłych naszych nie okrasza
uśmiech poznania własnej swej niemocy,
ani jak Roland w ronsewalskim jarze,
rogiem rozpaczy wzywamy Pomocy...
Tam nie stąpamy więcej przez cmentarze
umierających siebie samych co dnia;
już się nam więcej czas nie patrzy w twarze
z szyderską wzgardą, jak lud w twarz przechodnia,
serce nie pada nam w kurz wysilone,
ani się mózg nasz kurczy i zwyrodnia.
I niema żalu... Źrenice spuszczone
już się w głąb własnej nie staczają jaźni
za tem, co znikło — niewzięte — stracone...