Teraz już wichrem jechał w dół
przez jakąś poniesiony siłę —
śnieg mu się kłębem z pod nóg suł,
przez ściany, jako ścios pochyłe
leciał — zatracił w głowie sens —
pył srebrny uwisł mu u rzęs,
niewidział wcale, kędy leci —
niosło go — dobrze — niech Bóg świeci!
Aż gdy się znowu znalazł, zkąd
podkradał się pod kozic stado,
ostry ponad nim powiał prąd
i głos rzekł: «Śmiali szybko jadą!
A teraz, gdyś ów urwał kwiat,
idź, z czubem zanurz się we świat
i powiedz, czy cię co przestraszy
po tej wędrówce jeszcze naszej?
Raz w życiu winien każdy z was
alpejskiej palmy zdobyć kwiecie,
abyście potem jako głaz,
byli na wszelki trud na świecie!
Raz dokonany męztwa cud
w żelazny pierś zakuje lód,
i kto raz w życiu był ze stali,
do końca ten się nie powali!