Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezye T. 6.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
SOBEK.

Nie znom — jakisik pon. Co ta macie,
to dajcie.

MARYNA.

Skądze ten pon?

SOBEK.

Od Krakowa.
Idem ku téj krowie, co z turnie spadła.
Kieby to nie gdowina krowa —
na biédnego to sytko złe!

(Odchodzi).
MARYNA.

Idź!
Cy pote śmiertelne prześciéradła
nietrza komu syć?

SIENIAWSKI (wchodzi).

Maryś!

MARYNA (zdumiona).

Pon?

SIENIAWSKI.

Ja. Samaś?