Swobodny, wolny dzisiaj chodzę,
niczego nie wyglądam zgoła,
gromada cieniów na mej drodze
życia odemnie, kształtów woła.
Żyjcie więc krwią mą puste mary,
kradnijcie życie moje dla się,
a kiedy złożą mnie na mary,
czcze imię kołysajcie w czasie...
Jak łódź je kołysajcie społem
na morzu życia niezmierzonem,
żem był, żem myślał i że wziąłem
nagrodą — nic, a pustkę plonem.
Te zimne, głuche, sztywne palmy,
to są jedyni przyjaciele,
jedyny chór — to wichru psalmy,
współmyśli z obcem morzem dzielę.
Więc czy nie byłem tam zbłąkanym
pielgrzymem z jakiejś obcej ziemi,
gdy głos mój tlał, choć był słyszanym,
i do mnie — ludzie byli niemi?...
Czegóż ty, morze, możesz żądać?
Nic — żeś jest morzem — wszystko twoje,
i mnie już nic tu nie wyglądać,
gdy poza wszystkiem mojem stoję.