Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

staryk? Ale mi wej jesce nic nie hybia! Młodego przeskoce! Potrafi to wtore s was? Kie łupnie pierunami! Widziało sie, że sie niebo zawali. No i icież: burza idzie, jak straf. Syćko z tego...
Kiwali chłopi głowami w niemem zdumieniu na objawienie.
A gdy sołtys konie sprzedał, woły sprzedał, a Marduła się podpasł i do sił wrócił, ruszyli razem w las, ku Obidowej, z ofiarą po grzechów odkupienie, bo się djabły mimo biczowania ukazywać w oknie nie przestały. A gdy głęboko już w lasach i pustkach kilka mil od Kalwarji byli, Marduła sołtysa za kark ułapił, na ziemię zwalił, piętą w potylicę kopnął, drugi raz poprawił i pistolet, który sołtys za pas na drogę wraził, wyrwawszy, do łba mu przytknął i wrzasnął po zbójecku:
— Daj piniaze!
W śmiertelnem przerażeniu i zdumieniu sołtys woreczek z pieniędzmi oddał, a Marduła ze trzydzieści razy kosturem go jeszcze po dopiero co wysmarowanych miejscach potężnie przeciągnąwszy, krzyknął:
— Djabli cie odstompili, bestja, cok skróś tobie tele roki w hereście wysiedział!? Pockajze, oni cie haw najdom! Héba ci świenty Tobijas Zahareus pomoże!
Chwycił ledwo żywego sołtysa i związawszy