Wysoki zomecek, wzioneś mi wionecek!
Wysa jesce skała, samaś mi go dała!
Wionku lelujowy spodeś, z mojej głowy,
pudzies dołu wodom, nie zejńde sie s tobom!...
Nieraz nad głębią wodną napadała Marynę chęć porwać pannę Rzeszowską wpół i w wodę wtrącić. I gdyby się ratowała, póty po głowie kamieniami bić, aż na dno pójdzie i woda ją zniesie. Widziała jej ciało płynące z falą, coraz dalej, coraz dalej, precz, na zawsze, na wieki...
I nie nieśmiałaby tego uczynić, ona, która przez lata cztery przy Janosiku Nędzy parobkom dworskim i panom, harnikom królewskim i wojsku, w twarz w czasie walki patrzyła, aniby nie była niezdolna śmignąć swemi stalowemi ramionami dziewczynę na siągę od brzegu, w głąb...
W zamku zaś czyniono do ślubu przygotowania, nad miarę świetne.
I nadszedł on czas nieszczęsny dla Maryny.
Widziała z okna kredensu, jak w złoconej poszóstnej karocy w siwe jabłkowite konie tureckie, z grzywami do piersi i ogonami do ziemi, zajechał wojewodzic Sieniawski z pozłacanymi hajdukami z węgierska na koźle i za karocą. Widziała go przez szybę kryształową i jak wysiadał świetny i piękny, w bramowanej sobolami delji aksamitnej granatowej, kapiącej złotem.
Widziała go z okna kredensu, z za kraty, i by-