Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sobek — rzekł Janosik, który stał zboku w izbie — nie rób mu nic! On mój, nie twój.
— Mój! — ryknął Sobek. — On mi dziadka zabiéł, dom okrad!
— Sobek — rzekł Janosik spokojnie — abo mie słuhać musis, abo sie wróć, skądeś prziseł.
Sieniawskiego, bladego i wysilonego, chłopi trzymali na łożu, w którego nogach Maryna w koszuli siadła.
Sobek patrzał na nią, jakby na widziadło poglądał. Snać w głowie mu się mieszało. Trząsł się cały.
— Maryna!? — zdołał tylko wypowiedzeć.
— Kieby nie ja — rzekła Maryna — toby byli my i sytka Toporowie na Hrubém we krwi i w ogniu pogineni. Ja go sobom zatrzymała.
— Odruwałaś mi rence od jego garła! — krzyknął Sobek.
Ale Janosik zawołał: — Nie cas na to teraz! Hań bitka! Togo strzéc!
Wskazał chłopom trzymającym Sieniawskiego i wypadł w pole, skąd gwar walki go doszedł, chwyciwszy za rękę Sobka i ciągnąc go we drzwi.
Na podworcu i wokoło karczmy bito się, a raczej dworzanie i dragoni bronili się przewadze górali w ciemności.
Trudno było rozeznać człowieka od człowieka w nocy i we mgłach. Lecz Janosik kilkadziesiąt pochodni w kącie sieni stłoczonych spo-