Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

łaby się rzuciła ku niemu udusić go, zadławić i zacałować na śmierć.
Trzystu ludzi przyjechało za nim w orszaku. Jechali husarze nadworni i kozacy, koniuszowie i masztalerze, hajduki, pajuki, rękodajni i marszałkowie jego dworu, sokolnicy z cudnemi sokołami i wiedzione smycze chartów wspaniałych. Nawet wielbłądy dwa przyszły złotoszytemi kapami okryte.
Obóz poza zamkiem rozbiła drużyna Sieniawskiego, bo jej gdzie w zamku pomieścić nie było. Ale choć tak licznym otoczony był dworem, taką potęgą oblubieniec, przecie większą potęgą nad jego oblubienicą czuła się Maryna z Hrubego.
Zjechała gości moc wielka, panów i dygnitarzy koronnych, krewnych pana młodego i panny młodej, zjechało też i pomniejszej, mniej znacznej, ale zacnej szlachty wiele, obu domom powinowatej, i zaroiło się w zamku i w miasteczku pod nim, jakoby wielki jarmark się odbywał.
A wśród tej ciżby chodziła panna Agnieszka Rzeszowska jasna jak gwiazda od szczęścia.
Zabawy Maryna widziała z okna kredensu: ścigali się młodzi kawalerowie do pierścienia, kopiami z siodeł wysadzali na improwizowanych turniejach, szczuto psami chowane niedźwiedzie i w pole kawalkaty wyjeżdżały z psami i sokołami, oblubieńcy pośrodku.
Wyło w Marynie serce.