Kryła się, aby Sieniawski jej nie ujrzał, a także przed swawolą młodzieży szlacheckiej, przebierającej w dziewkach dworskich, miasteczkowych i wiejskich w okolicy, jak w ulęgałkach. Pojąć tego Maryna nie mogła, bo dziewki oddawały się jak niewolnice, na jedną noc, na jedną godzinę, na jedną chwilę nieraz. Najmniejszego oporu, najmniejszej swej woli nie miały. Kto skinął, kto zawołał, do tego szły. A gdy jedną Maryna zagadnęła, odpowiedziała:
— Jest, ze sie kce, jest, ze sie nie kce, ano lepiej po staremu, jak matki robiły, niźli podkówkom w brzuch dostać, abo kściną bez plecy.
— A cyś ty niewolnica?
— Ja poddana, pańska. A ty to nie?
— Nié!
— A cyjaześ ty?
— Swoja i swojej śmierzci!
— Śmierci? No to my wsyscy. Piérsy Pombóg, drugi pan, trzecia śmierć. A coś ty inksygo, jako ja?
— Nic — odparła Maryna i pomyślała gdzie inaczej ona tuliła ku sobie pierwszego z pośród tych kawalerów, ah! i pana młodego panny Rzeszowskiej!...
A gdy wszyscy pojechali do kościoła w miasteczku ślubnym orszakiem i zamek opustoszał, chwyciła Maryna nóż długi i śpiczasty i wybiegła z nim na schody, niedostrzeżona przez
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.