Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

nikogo, i przez komnaty popędziła aż do tej świetlicy, gdzie łoże oblubieńcze na noc poślubną nowożeńcom pod baldachimem z błękitnego w gwiazdy złote tkanego jedwabiu przygotowane stało. Stare łoże dębowe, na którem panny Rzeszowskie od prababek dziewictwo traciły, z wyjątkiem tej jednej, co się z lekarzem nadwornym skaliła i żywcem w lochu pod zamkiem zamurowana za króla Zygmunta została.
Wielkie ciężkie kotary osłaniały to łoże, grube i fałdziste, ku samej ziemi opadłe. Szybkim ruchem znalazła się Maryna za kotarą przy ścianie, ukryta tak, że chybaby umyślnie ktoś jej szukać tam szedł, aby mógł odkryć.
Decyzję powzięła jedną: zamordować oboje, gdy się oboje do rozkoszy ułożą.
— He, ty, bees ś niom spał!? — szeptały jej zakrwawione zębami usta. — Ty bees jego!? Ty!? Cekajcie! Ja haw!...
Długo głusza wielka zalegała zamek, aż przez okna uchylone usłyszała Maryna trzask z batów, strzelanie z moździerzy, okrzyki; snać powrócono od ślubu.
I długo, długo w noc grzmiał zamek od palby z moździerzy i armatek, od śpiewów i rozgwaru weselnego, a jaskrawe blaski wpadały do ciemnej komnaty małżeńskiej, bo już wieczór nastał i noc nastała. Wtem weszło dwóch hajduków z zaświeconemi kandelabrami, a za nimi wo-