Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Poczem matka, babka, ciotki, stryjne, krewne, druhny i przyjaciółki poczęły żegnać płaczącą pannę młodą, hajdukowie cofnęli się z kandelabrami, cofnął się orszak ślubny i Sieniawski z panną Rzeszowską pozostali sami.
— Moja! — krzyknął wojewodzic chwytając ją w objęcia.
— Mój!...
Piekło wrzało w Marynie. Oddech tłumiąc i nóż ściskając przytłaczała się do ściany za kotarą.
Ogniem żywym palił jej się mózg i paliło serce. Wydawało jej się, że rozsadza ją, rozerwie w sztuki uczucie, którego nazwy nie znała. Wsłuchiwała się. Zda się, jakoby brała w siebie żar, piekło całe. Czuła się podobną do dział podczas oblężenia Czorsztyna, w które im więcej prochu nasuto, tem straszliwszy wyrzucały pocisk.
I nagle jęk przedarł powietrze.
Zerwał się z łoża, wydzierając się z miłosnego uścisku Sieniawski; z krzykiem przerażenia porwała się za nim z posłania panna młoda.
— Co to!? — krzyknął wojewodzic. — Zali przywidzenie?
— O nie! O nie! — wołała młoda pani. — Słuchaj! Tam ktoś jest! Jezu! Czy czart!?
I z głośnym przeraźliwym wrzaskiem w bieliźnie runąć chciała we drzwi, by uciekać, ale ją Sieniawski przytrzymał za rękę.