— Pote jek sie dowiedziała, ize sie zénić bedzies — przyjehałak...
— By mnie zabić? — oderwał Sieniawski usta od kolan Maryny.
— I zone twojom. No to mie mas i sable mas — zetnij mie, abo katowi daj, niek domęcy.
Z głośnym, przeraźliwym jękiem runęła Sieniawska na sofę turecką i wyć z płaczu spazmatycznego zaczęła.
— Cicho! Zmilknij! — zawołał Sieniawski. — Widzisz, że jej źle...
Maryny oddech stawał się coraz krótszy, bardziej zduszony, rwany, głowa zwisła jej ku ramieniu.
— A to jest moje życie — poczęła mówić półgłosem, jakby niezupełnie już przytomna — łąki i zimy, las, Carny Staw... Mój brat mie za ramie wzion, kie ja sie weń zapatrzowała, w głębizne... Kazał mi iść, odejńść, ze hań przepaści... Mnie niebéło pietnaście roków... Ja sie zapatrzyła, wpadłak w głębizne... w toń...
— Czegoś ty chciała? Mów! — szepnął Sieniawski.
— Ja was fciała zabić, bok cie zanadto zakohała. Ja haw męki wystała, wystałak piekło za tom firankom — nie wypowié nik, nie przemyśli nik... Ale kiejek telo miłości wasej uźrała — ja nie was, ja moje serce tém noze przebiła, co go haw z piersi mojej widno...
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.