Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

strzegłszy, pochwycił jedną, drugą złapał Sobek — zapalili od kaganka.
— Podpalmy karcyme! — krzyknął Janosik. — Bedzie widnij!
Przytknęli więc pochodnie do słomy poszywającej dach karczmy, w której zaszli znienacka Sieniawskiego z Maryną i jego śpiących żołnierzy i pachołków. Płomień się dał ujrzeć prędko; poszycie było suche od spodu.
Skoczyli w drugie, w trzecie, w dziesiąte miejsce — ze wszystkich stron podpalany dach buchnął płomieniem. Rozległ się wrzask i lament żydów arendarzy.
Z płonącej karczmy wybiegła ledwo zaodziana Maryna i chłopi wywiedli Sieniawskiego. Maryna trzymała w ręku wojewodzica karabelę i z tą się między dragonów rzuciła.
Jak straszne odyńce, co kłami prują stado wilków z niemi sparte, mordowali dworzan i żołnierzy sieniawskich Gadeja, Mateja i Mocarny Stopkowie, Janosikowi towarzysze, a obok nich gruchotali im ciupagami kości Sobek Topór i Franek Marduła. Karabelą rąbała Maryna.
Stary Sablik, gęśliki do rękawa od czuchy wpuściwszy, niedużą swoją na długiem toporzysku ciupagą raz wraz w łeb dragona czy dworzanina przebiegającego mimo szybko śmignął, a Krzyś zboku za płotem stał, skrzypce pod pazuchą, a ciupagę w garści trzymając i podziwiał.