Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

Opadła w fotelu.
— Cierpisz?
— Nie telo — jyno mie mgli — to jus bedzie zaraz... po mnie...
— Bież po księdza! — krzyknął Sieniawski do żony.
— Nieskoro — i co mi po nim? Nie was ksiądz do mojej duse — powiher mnie weźnie...
Wstrząsnął się Sieniawski.
— Maryna! Bluźnisz Bogu! W chwili skonania może!
— He — szepnęła Maryna — podź haw, niek ci głowe przitulem, niek cie przy mnie ucujem... A to wiés, jako śpiéwujom? Hej zahucały góry, zasumiała woda, hej śmierzć mi ulubieniec, a ja panna młoda...
Sieniawski ją za rękę ścisnął.
— Patrzała ja kiejsi we wode, w ciémnom... W Carny Staw... Zapatrzyłak sie weń... Ono sie mi wej znacyło... Cuł to Sobek, brat, kie mie za ramie ujon... Bał sie, byk nie wpadła... Wpadłak...
Wtem wzdęła jej się pierś, podniosła ręce i krzyknęła prawie głośno:
— Stawie! Stawie! Stawie Carny!...
Głowa jej opadła.
— Jezu! Kona! — zawołał Sieniawski. Sięgnął ręką ku twarzy Maryny — już była martwa.
W bieliźnie z wrzaskiem: ludzie! ludzie! — wypadła młoda pani z komnaty.