Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Sieniawski pozostał przy Marynie sam. Położył jej dłoń na ziębnące czoło, nachylił się i w usta ją pocałował i w ręce obie i zdawało mu się, że Maryna szepnęła: bądź zdrów! — ale poznał, że to mu się tylko już zdawało. I rękę na czole Maryny trzymając, mówić zaczął półcicho:
— Przysięgam ci, iże póki życia mego, żaden poddany mój chłop mieczem, kołem, ani ćwiertowaniem karan nie będzie, przez śmierć twoją, Maryna, tak mi dopomóż Bóg i Święty Krzyż!
Potem nóż z martwej już piersi wolno wysunął, z krwi otarł i na kolanach zmarłej złożył, mówiąc:
— A to relikwja święta będzie, którą na ołtarzu w kościele w Brzeżanach zawieszę.
Śpij!
W tej chwili ze światłem wpadli goście weselni, kto trzeźwy o tyle, o ile jeszcze był, i służba wystraszona.
— Mości kasztelanie! — rzekł Sieniawski do kasztelana Rzeszowskiego, ojca Agnieszki. — Gromnice z zakrystji każ przynieść, księży wołać i modlitwy za umarłych odmawiać. A na zwłoki tej dziewki, tej chłopki Maryny z Hrubego, cztery deski dębowe zbić daj, do Brzeżan ją powiozę i w złoconej trumnie pochować każę. Na obchód pogrzebowy wszystkich waszmościów z sobą zapraszam!