Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Widmo niewieście stało i słuchało.
— Is — słuha. Jyno zgłupieć musiała. Biédarstwo! Ja sie jéj nie boje, ja ide ku niej.
Teresia wyszła z za skały, a i Mardułę wstyd wziął lękać się, gdy się dziewka nie boi, choć niedowierzał i pięty go o materjalności widziadła nie przekonały dostatecznie.
Teresia zbliżyła się śmiało.
— Panno Ludmiło — rzekła — wyście to som?
Widmo ludzkie uśmiechnęło się.
— Was Gałajda nalaz? Wyście bywali u Jasiców Toporów, u Sobka i Maryny? Na Hrubém? Was ukamienować fcieli?
Coś, jakby myśl jakaś, przemknęło przez twarz półodzianej w liście, trawy i gałązki kobiety. Zmarszczyła czoło, wytężenie mózgu odmalowało jej się w oczach i nagle złapawszy się za głowę rękami, z piskliwym wrzaskiem napastowanego dziecka, kurcząc głowę w ramiona i jakby osłaniając ją od razów, uciekać jęła. Puściła się za nią Tereska i Marduła podążał, wołając: nie bój sie! stój! — ale gdy ją doganiali, upadła na ziemię i jak kuropatwa, gdy na nią jastrząb bije, głową przypadła ku ziemi, rękami ją ciągle słoniąc.
— Panno Ludmiło — ozwała się Teresia łagodnie — panienko, wyście to? Nie strahajcie sie! Pocie s nami do sałasa! Na mléko, na sér.