Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

z pobliża po konie poskoczyli, a konie mieli rosłe, bo zdawna po wino na Węgry i po sól do Wieliczki jeździli, i wpław na ratunek w rzekę wjechali. Ale choć kilku śmielszych na najlepszych koniach na drugą stronę dobiło, nie wszystkie dzieci, na koń je biorąc, ratować mogli. Więc te, które zostawały, z rozpaczy się im portek i końskich ogonów chwytały, lecz kilkoro czy z trwogi, czy też nie miał ich kto już zabrać, zostało na wyspie. Chłopi batami krowy w rzekę gnali, sądząc, że między konie je wziąwszy, przegnają. Ale krowy nagnać się nie dały, a woda rosła. Więc z powrotem puścili się chłopi z samemi dziećmi; mały Jaś Cajków, co przy ogonie Byrnasowego siwego ogiera wisiał, odpadł w prądzie i woda go zniosła.
W ten sposób Cajcyna Hanka trzech swoich krów, które w Dunajec pierwsze weszły i utonęły i syna w jednym prawie momencie pozbawioną została i tarzając się po ziemi i włosy drąc z głowy, wyła:
— Kieby sie mi béły sytkie dzieci wytopiły, a coby mi krów woda nie wziena! Kieby sie mi béły sytkie dzieci wytopiły, a coby mi krów woda nie wziena!
Bo dzieci był wydatek, a krowy był dobytek.
Dzieci jeszcze miała troje, które płacząc, biegały koło szalejącej z rozpaczy matki.
Niedługo rzeka wystąpiła z koryta; z dwu