Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Noc rozpętanych żywiołów, powodzi, deszczu, huraganu i ciemności czarnych pomnożyła rozpacz, a gdy blady dzień zaświtał, przed oczyma górali ludzimierskich widniało ryczące morze, na którego wściekłej spienionej glinianej barwy fali płynęły domy zniesione z wyższa, które druzgotało w ich oczach i porywało domy ich własne i które pochłonęło bez śladu dzieci ich wraz z bydłem. Nie było widać nic, tylko toń ryczącą, niezmiernie rozlaną.
Na myśl, jak woda zbliżać się musiała w nocy, jak rykiem trwożyła śmiertelnie, a stopy podmywała coraz wyżej; jak dzieci chlupotały w wodzie, jak im sięgnęła kolan, brzuchów, jak je obaliła i porwała wraz z krowami i poniosła gdzieś, naprzód, na głębie pod Sypką, pod nowotarskim brzegiem, gdzie je topielce chwytały, skąd ich już nie uratuje nikt nigdy, ani nie ujrzy; na myśl, jak te dzieci płakać i wołać o ratunek musiały, nim tonąć zaczęły: matki dostawały obłędu, a Katarzyna od Walosa, której syn dwunastoletni utonął, chwyciła topór, pobiegła ku kościołowi przez wodę brnąc, dopadła go i rąbać zaczęła, krzycząc w opętaniu:
— Ludzie Ci kościół stawili, cobyś w nim siedział, a Ty kaś béł, coś sie nasym dzieciom potopić dał!? Kaś béł? Kaś poseł z kościoła!?
I rąbała ścianę kościelną, aż ją czterech chłopów, obawiając się zemsty Boga i sroższego jesz-