Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

uchylił, po pytaniu poszedł. Bał się, że go zabije. Tak uczyniła niewidoma Kułaska z Ostrowska, Handzel stuletni z Waksmundu. Kopiński z Klikuszowy, który czternaścioro dzieci miał, a któremu woda dom wzięła i cały zasiew zamuliła, dwoje tylko najmłodszych przy sobie i żonie zostawił, resztę wypędził, a że iść nie chciały, biczem bił.
Lecz gdy na dolinie Nowotarskiej po klęsce świętojańskiej powodzi w oczach kobiet łzy nie oschły, a chłopom bruzdy się na twarzach, zawsze wyryte, nie zagładzały, gdyż wskutek nieustannych deszczów nędzne zboża w żniwa po Wniebowzięciu Matki Boskiej pozbierali i do stodół zwieźli; gdy jesień nadciągnęła i Podhalanie zkolei do zbiórek się gotowali, owsy swoje kosili i w snopki wiązali i w stołki ustawiali: nieznany poniższym nowotarskim wsiom wróg, halny wiatr, się pojawił.
Natura tam nie spała, w Tatrach.
Zrazu, przed zachodem słońca, huk było słychać w głębi gór, a potem z za Goryczkowej, z za Giewontu, z za Czerwonych Wierchów chmurki lotne, siwe, pierzaste wybiegać jęły, poczem zawisł nad górami ogromny wał siwych chmur i trwał nieruchomy, aż nagle spychać go jęła moc dmącego wichru i po stromych ścianach skał staczać się począł w wąwozy i kotliny między turniami Tatr a lasami regli zawarte. Jak