w lasach, jak drogi i wyręby. Z owsów nie zostało nic — wiatr je rozniósł i wymłócił. Została nędza i rozpacz.
Tak klęskami raził Bóg — cała góralszczyzna jęczała, zimą, wiosną, latem i jesienią nawiedzona nad zwykłą miarę.
Bywały czasy złe. Za króla Zygmunta Starego przez jedenaście lat nic się rodzić nie chciało i od głodu ludzie padali, jak muchy, a setki wytruły się jadowitemi grzybami i zielami, w których nie przebierano; za króla Stefana powódź trzy razy rok po roku Nowotarskie spustoszyła, ale i zimę, i wiosnę, i lato, i jesień, rok cały aby Złybóg, Czarnoboh, światem rządził, aby łzy nie osychały kobietom i bruzdy, wyryte zawsze na twarzach mężczyzn, nie zagładzały się i rok cały walczyć o istnienie w całej okolicy polskich Tatr w okrutny sposób trzeba było: to dojęło ludziom do żywej kości.
Patrzył na to Janosik i pozberkiwał obuszkiem topora, bijąc nim o kamienie przed chałupą, przed którą siadywał, nogi przed się wyciągnąwszy.
Starzy zaś gazdowie w Nowotarszczyźnie, na Skalnem Podhalu, ku Spiżowi i Orawie, mówili:
— Trza sie bedzie héba wynieść ka we świat... Syćkie biédy sie uwzieny... Jak tak pudzie daléj, wyginiemé od głodu...
I tysiące oczu mężów, niewiast, dzieci pa-
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.