sukajom co zjeść. Jedno dziéwce, siedmi roków, skałe tłukalnom od soli lizało.
Suka sie im osceniła przy hałupie, pięcioro ma młodyk, sytko skucy od głodu, jaze mgli. Śniło sie mi całom noc o nik. Jesce, kie wspomne, to jaze drzy serce we mnie. Zaniesłak im cok mogła.
— Dobrześ zrobiła. Biéda na ludzi przysła, co cud.
— Ej biéda, bracie, biéda — powtórzyła Krystka.
— O bo biéda — dodała Jadwiga.
Westchnęły znowu obie.
— Dziéwcęta — ozwał się po chwili Janosik. — Zaśpiéwajcie o zbójnikowi, o Janosikowi.
— E, bracie, ani sie śpiéwać niekce — rzekła Krystka.
— No dy jyno kielo telo, niegłośno.
Wojtuś podniósł oczy na Janosika. Słyszał on nieraz, bo to wszyscy gadali, że gdy Janosik, strycny brat, hetman zbójecki, chce myśleć, każe sobie o zbójnikowi, o Janosikowi jakimsi, tegoż imienia, co przed latami kiedyś bywał, śpiewać, a gdy co namyśli, „ziem sie trzęsie“.
I dziewczyny wiedziały to, więc cicho jedna za drugą zaczęły:
Pod jaworkem, pod zelenym,
orze Hancia wołkem ciémnym,
jesce skiby nie zorała,