matka na niom zawołała:
Hanciu, Hanciu, pójdź sem domu,
wydajem cie, nie znam komu,
wydajem cie Janickowi
i hroznemu zbójnickowi!...
Dalej brzmiała cicho pieśń, a Janosik oczy w sosrąb na powale wlepił i słuchał, a gdy prześpiewały koniec o szubienicy, gdy zbójnik mówi:
Kieby jo béł dawno wiedział,
ze ja budziem na niej wisiał,
dałbyk ja jom odmalować,
śrybłem, złotem wyobijać;
ode spodu talarkami,
a od wiérhu dukatami,
a na wiérhu złotu kawku,
gdzie połozem swoje hławku...
Janosik wstał, końcem kierpca kota odsunął i rzekł:
— Bydźcie haw zdrowi syćka! Dobra noc.
— Dobra noc, bracie!
Janosik wyszedł przed dom stryków i szedł ku swoim izbom, a gdy był przy nich, włożył dwa palce w usta i gwizdnął.
Rozdarło się powietrze i psy tu i owdzie zaszczekały strwożone.
Niedługo z lasu, skąd dym snać nad chałupą widać było, wynurzył się wysoki chłop i zbliżać ku Nędzowemu domostwu począł.