Hm — rzekł Krzyś, łapiąc pchłę na karku, do żony swojej Byrki, która się po chałupie kręciła — stara, wiés? Béł Matejów Wojtek u Gałajdy, pozywał go ku Janosikowi na wojne; na hléb, na miéso, na wino, na złoto.
— E — westchnęła ciężko Byrka — onoby sie zdało, aj zdało! Głód!
— No — rzekł Krzyś.
— Pietrków Franek z głodu zgłupiał; goni po lesie nagi i krzicy. Jagnieska od Kapuściarza samo to.
— Więcél takik bedzie — rzekł Krzyś, kręcąc pchłę w palcach.
Wtem, gdy mówili, wpadła najbliższa sąsiadka, Kohutowa, z hałasem, wołając:
— Rany Boskie! Co sie stało! Zelaznego Topora syn dzieci swoje zarombał! Icie — pedział — ziem Boskom gryźć, kie Bóg hleba nie dał!
Stanęła oszołomiona wieścią Byrka, a Krzyś zgniecioną pchłę z palców puścił na podłogę, mrucząc: