Kiz to djasi za wóz taki?
Ja smarujem, a on sapi!
Salwa śmiechu zatrzęsła lasem.
Użaliło się na to wspomnienie młodemu sercu, co w tłustem ciele któregoś parobka z Długopola mieszkało, jakiejś ostawionej w domu Bronci, czy Marysi, i na wsiańską powolną nutę żałośliwie zawiódł:
Tak sie mi zdawało, ze w lesie gorzało,
to sie mojej miłej licko rumieniało...
ale stary satyr Krzyś w te pędy go na tę samą nutę cynicznie wyszydził:
U mojej dziéwcyny w piątek namówiny,
w niedziele wesele, w poniedziałek kściny —
a żałośliwie, a ozwlekle, po długopolsku...
Ale słynny z pięknego głosu Jędrek od Walinej z Zakopanego zawiódł, a wszyscy ucichli i słuchali:
Ta moja dziéwcyna raniusicko wstaje,
a moje nozecki po rosie poznaje.
Zdradziłeś mie zdradził, kogozej sie radził?
Radziłek sie ciebie i Boga na niebie...
Tak śpiewnie i wesoło i rzewnie szły twarde, osiekałe i lekkomyślne chłopy góralskie na wojnę, na hléb, na miéso, na wino, na złoto.