Tylko jeden Szymon Bafija z Działu, chłop koło lat pięćdziesięciu, którego okrutna, wściekła nędza wygnała z chałupy, wysoki, chudy z natury, a wychudzony niedostatkiem, jak drewno, z ptasim z głodu profilem i świecącemi, jak próchno w nocy oczami, ponuro poglądał po czarnych odwiecznych smrekach, zwieszających z uboczy nad idącymi konary.
Skapać w domu, czy zginąć za Tatrami było mu jedno. Odszedłszy z chałupy przynajmniej nie patrzy na podobne do szkieletów żonę i dzieci. Szedł z kosą na ramieniu na sztorc nastawioną, słaby tak, że ledwie nogi powłóczył. Sam się ze siebie w duchu śmiał — dziecko dobrze uchowane przewróciłoby go na ziemię.
Nędza, bez której dnia ani godziny, ani minuty nie przeżył, odebrała mu wszelką zdolność wiary.
— Zginie Janosik i wyginiemé sytka — myślał — ale to jedność, tu, cy hań. Taka śmierzć węgierska, jaka i polska. A moi ta by i przy mnie wykapali...
Szymon okropny los przewidywał, okropny koniec wszystkim, ale szedł. Widział on Janosika na haku za pośrednie żebro powieszonego, a koło niego szubienice jak okiem sięgnąć, a na nich chłopi wiszący.
Minęli czynne za królów Zygmuntów kopalnie żelazne i srebrne, poopuszczane sztolnie,
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.