Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

Niemniej czyniło wielu znak krzyża, Krzyś zaś zauważył:
— Bedzie sie hań djasek ucył na organak grać, bo sie nie musi świenconom wodom przi dźwiérzak zegnać.
Gdy zaś Smreczyński Staw i Tomanową Polską bo boku mieli, ozwał się Sablik:
— Jest hań na polanie pod Tomanowom skamieniałe owce i juhasi przi nik i psy. Jednego lata biédy przisły wielgie, psoty i ludzie ik tak naśli, kieby zamarźnionyk, lód na nik béł, taki sreń. Skamienieli. Owce sie do kupy zbiły, a juhasi przi nik siedzom, jeden przi drugim. Oni pono béli kajsi z precka, ode wsi, jaze z pod Obidowy. Bo to béło dawno, jesce haw pod halami ludzie nie mieskali, ba ze światu z dalsa z owcami paść przyhodzili. Haj. Tozto miał baca jakomsi kohanke, straśnie wierna mu bywała. Kie sie du domu nie przyredykali z hól z owcami pod jesień, wziéna jom niespokojność i posła sukać. Jidzie, jidzie i zasła i uwidziała tyk skamieniałyk juhasów i bace miendzy niémi. Od zalu sie hań w ten Smrecyński Staw ruciła. Kie ciémna noc, na nowiu, abo na wietku miesiąca, we psote, w siompawice, co mało co bez gme widno, wyhodzi ta kohanka tego bace z wody i jidzie hań na polane, ku niemu. Té skamieniałe psy zacynajom skucéć, haj, załośnie, a jeden juhas, co kobze miał, brzęcy, ale tak,