Padnie listek z jawora,
hybaj Janko do dwora!
(bo w jasnym lesie złapią).
Zrazu składał wiersze krótkie o swej niedoli, aż raz pewnej nocy począł nucić cicho, żałośliwym głosem, — głośno nie było wolno — sam nie wiedząc, skąd się mu słowa i nuta snują:
Uświadcy teraz w więzieniu
po swyk uciehak, radości...
O jak w okropnem nudzeniu
ozmyśla teraz o wolności...
Straciłek wolność z młodości,
jakze jej teraz załujem!
Narzékać musem, bo cujem...
Skowronek leci do góry,
a słowik w gaju nuci,
za coz mie kraty i mury
odłącać majom od ludzi?...
O Boze, mój Boze, wyzwól ze mnie stela,
wyzwól ze mnie stela, z biłego kastela,
cobyk tu niesiedział, nik o mnie niewiedział,
jyno jeden Pan Bóg, Panienka Maryja...
Dała mie tu wsadzić jedna kanalija...
Za portki — dodał z goryczą.
Pewnego dnia usłyszał Marduła jakiś gwar i ruch. Weszło do kaźni trzech hajduków z latarnią, kazali Mardule wstać i przeprowadziwszy go przez loch, wewiedli w inne miejsce, wepchnęli i zatrzasnęli za nim drzwi żelazne.
Ciemniej tam jeszcze było, niż uprzednio.