mich susach przemknął od zachodniej ku wschodniej stronie uboczy i znikł w kosodrzewinie.
Potem zbliżyło się ku nim dziwne widmo, w czarnych sukniach, z długą pomierzwioną siwiejącą brodą i takiemiż włosami na kark obwisłemi. Na plecach worek nieregularnego kształtu dźwigało, a pilno patrzało po trawach.
Kto znał, poznał, że korzeniarz. Litworowego cudownego korzenia i ziół zbawczych lekarskich szukał.
Gruby ten mały stary człowiek podszedł do Janosika i ukłoniwszy się kapeluszem, rzekł:
— Szukają skarbów — tam... Niech idą... Hetman...
— Głupi — szepnęli do się chłopi, a Janosik spytał:
— Wto suka?
— Trzej... Od Krakowa... Niemcy... Tam — u Raczkowego Plosa... Pod Kończystą... Niech idą... Zabiją... Wezmą... Wielki hetman... zbójecki...
— Skądże mie ty znas? — zapytał Janosik.
Stary wzniósł ręce do góry.
— Co!? — zawołał przez gardło z nabożeństwem.
Dał mu Janosik dukata z pasa; korzeniarz go pod nogi podjął, poczem rzekł sepetlawo:
— Sablik!
— Tyś tu? — odpowiedział Sablik.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.