— Hy, hy, hy! — zaśmiał się korzeniarz. — Pan leśniczy... w kolebie... panic... fuk! fuk! fuk!...
Czynił naśladując ogień.
— Podpaliliście, krzesny ojce? — zapytał Janosik Sablika, ten zaś odpowiedział:
— Podpaliłek, na spaniu, w sałasisku. A dźwiérzek zapar.
— Ka?
— Pod Osterwom. Widział. Łazi. Trzy roki temu... Edź!...
— Tak trza. Z przeskodom — przychwalił Krzyś.
— Ryś przed tobą uciekał — rzekł Janosik do korzeniarza.
— Spérkę zjadł... W kosodrzewinie... Kanalja...
— Skądeś ty, dziadu?
— Z Warszawy... Z krakowskiego Przedmieścia. U Panów Kazanowskich służyłem.
— Dawno na korzenie hodzujes?
— Trzydzieści lat... Do Krakowa... Niech idą... Skarbów szukają... Niemcy... Kupcy krakowscy... Księgi mają... Czarnoksięskie... Duchy klną...
— A tyś sukał?
— Szukałem...
— I coś nalaz?
— Duch skałę puścił... — i uniósłszy kapelusz, pokazał zabliźnioną rysę na głowie.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.