I ruszył naprzód.
A za nim ruszyli chłopi.
Gdy w las zeszli, Józek Tatar, co się był na bok oddalił, młody siedmnastoletni chłopiec z pod Kopy, przybiegł wystraszony, wołając:
— Trup! Trup!
— Ka? Ka? — zapytano.
— Hań! W smreckak! — i ukazał ręką.
Poskoczyło kilkunastu ludzi. Sablik z nimi.
Ujrzeli człeka nagiego, leżącego na ziemi nawznak.
Nie było na nim śladu obrażenia.
— Co się mu stało? — mówili ludzie. — Nie ublizył mu nik na ciele. Rany niéma, ani krwie zasknionéj. Cozto sie stało!? Co?
— Hehehe! — roześmiał się Sablik. — Góry go zjadły!
— E jako? E cozto? — zapytywali niźniejsi hłopi Podhalanów. — Co on radzi, ten stary?
— Je wtoz wié, co on myśli? — odpowiedzieli Podhalanie. — To wilk...
— Góry go zjadły aj zjadły — powtórzył Sablik. — A złodzieje odzienie wzieni. Cy to piérsemu tak?
— Góry zjadły cłeka! — powtórzyli niźni górale, z trwogą się po pustych zielono‑żółtych połyskliwych jesiennych upłazach rozglądając.
— A wicie!? — rzekł Sablik, który bystro po-
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.