Z dumą patrzeli na siebie starzy Nędzowie, rodzice Janosikowi.
Ani go djabeł zrobił, ani mu czarownice koszuli, pasa i ciupagi nie darowały, koszuli, w której jest trwałość, pasa, w którym jest siła, i ciupagi, co się sama przez dziewięć drzwi przerąbie.
Oni to we dwoje, on Jasiek Nędzów z Gronia, najstarszy syn Jaśkowego Jaśka Nędzy Litmanowskiego Bućkosia i Maryny Stopkówny od Cajków, i ona, Kaśka, jedynica u Walcaków ze Skibówki, w woniejącą od łąk czerwcowych noc go spłodzili.
Pełen dumy własnej patrzał Stary Nędza na swoją żonę i pełna dumnego własnego poczucia Nędzowa na męża patrzała.
Zazwyczaj było tak, że matki piękniejsze bywały od córek, a ojcowie potężniejsi od synów.
Ale jak dawno pamięć ludzka pokolenia Nędzów z Gronia pamięta, jeszcze od czasów, kiedy na Zaskalu, między Ludzimierzem, Szaflarami a Rogoźnikiem siedzieli, nie było takiego Nędzy.
— Ani nie bedzie.
Ani Jano Miętusiański ani Juro Siumny, nie byli lepsi...
— O bo nie...
On się ruszyć musiał.
Bo jakby on się nie ruszył, to któżby?
Ku niemu, jako do słońca, oczy góralskie patrzały.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.