Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

na Białce, Zychowie we Witowie, ze szlacheckich familij wiedli.
Sami mu mówili, iż niema ku niemu równego.
Sami posłuchu dla niego uczyli uboższych Stopków, dzieci, od Gadejów, od Mocarnych, od Matejów, kiedy chłopcem był.
Oni pierwsi go nad świat wynosili.
W chłodnych, ostrych, wyniosłego spojrzenia oczach starej Nędzowej grube łzy się zaszkliły.
— Poco ja go tys takiego honornego hłopa na świat wydała? — westchnęła.
Takiego hetmana?...
Ale otarła zaraz łzy końcami palców i surowy dumny spokój na twarz jej powrócił.
— Co robić? — rzekł stary Nędza. — Orłowi sie sowa nie urodzi, ba oreł. My Nędze Litmanowscy...
— Haj — odpowiedziała Nędzowa. — Trza przystać.
A że krowy wracały z pastwiska, z jesiennej ścierni i łąk, dzwoniąc spiżowemi dzwonkami u szyi, powstała gaździna z ławy i wyszła przed próg domu na statek oczyma rzucić. Szły stadem na południe do domu Kwiatula, Biedra, Krasula, wysmukła panicka, Węgierka, Środula, Cwartocha, Łysa, Łaciata, Okaista, byczki Paniś i Bukiet i wiele, wiele innych, a za niemi szli z długiemi batami i ciupagami w rękach dwaj pasterze dorośli, którzy od wilka i złego człowieka mogli