— Wojtuś, je coz to robis?
— Matke Boskom.
— Matke Boskom? I powiédz mi tys, hłopce, skąd sie ci to biere, takie próźnioki?
— Ono mi tak jakosi samo przyhodzi, z powietrza — odpowiedział Wojtuś.
— No a tota Matka Boska, co jom strugas, jako ci do tego przisło? Skądeś pomyślenie wzion? Cosi cie przecie nadethnonć musiało, cobyś to robiéł, a nie co ine.
— Ja sie patrzał, stryku, na ziem i nalazek haw lipowego drzewa niekwardego kawałek i trzimałek go w garzci i patrzem sie. I zaconek wej strugać.
— A ci sie przecie Matka Boska haw na ziemi nie pokazała — uśmiechnął się stryk.
— Ona sie mi nie pokazała, ja jom widział w Saflarak w kościele, kie my raz hań jesce z niebozyckom z matkom byli, w ołtarzu. Ale sie mi to sytko, co jek hań widział, przybacuje. Jaby taki ołtarz zrobić fciał. Kiebyk miękiego drzewa dość miał, to zrobiem.
We środku byk postawiéł Matke Boskom z Jezusem na ręcy, z takom obrącaskom cieniućkom nade głowom. Dookoła byk uzdajał gwiazdy, a pod nogami kule, a na niej wąz i jabko, tak, jakok widział. Widzi sie mi, co go w pysku trzimał. No, toby béł ołtarz.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.