Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiera haj, béłby — przywtórzył stryk Nędza zamyślony.
— Jaby pote jesce fciał co ine wyrzezać — mówił Wojtuś. — Góry byk fciał urobić, takie turnie wysokie, jako hań kozice po nik hipkajom, oreł ponad nie lace i jako krzesny ociec, Sablik, niedźwiedzia, abo dzikom świnie zabiéł.
— Haj, toby béło — rzekł stryk Nędza.
— No, onoby mogło być, aj mogło, stryku.
Rzekł Nędza:
— Pan Bóg ta dziwtoremu stworzeniu rozmaity talant podaruje. Dzik ma kielce, a bedzie hłop do hoćjakiéj roboty zdatny. Ja miał raz taki dziwostworny juhaski nóz, cok sie mu ani wycudować nié móg. Trzonek to miał wyzdajany z mosiądzu, z miedzi, z kości, z rogu, ono nawet i samo śrybło w nim béło, takie obrącki, jedna ku drugiéj poznabijane, a zaś na wiérhu to béło mosięzne denecko, a na tem denecku trzy bulki, jako we zbójeckik nozak bywuje, ale to takie bulki béły, jak słupki, straśnie piéknie wyonacone, a na samym wiérhu na tyk słupkak kłobuk luptowski, z mosiądzu i z rogu, wykarbowany, i zaś na tym miedziana blaska i stalowy gwóźdź, co ten kłobuk nim przybity béł, a on musiał het bez pośredni słupek i bez cały trzonek do noza do nuka iść i moze z samej tej stali béł, co i nóz. Tak wej syćko do wjedna uzdajane béło, cok sie dość namyślał nieraz, kiek juhasił, jakom ten