Dzień jesienny chylił się szybko pod zachód. Od regla na łąkę wyszedł jeleń na przedwieczorną paszę. Widać go było dobrze.
— Ka tys ta teraz Janosik? — westchnęła Krystka.
— Hej wiera, kany je tys? — powtórzyła Jadwiga Zubkosowa.
— Bojno mi oń — rzekła stara Nędzowa, ale stary Nędza powiedział:
— Janosik wyświacony w ozbójeństwie. Nie trza se przybiérać do głowy, bo to na nic.
— Wiécie, stryku — odpowiedziała Jadwiga — ja ani przyobrazenia dobrego nié mam, naco on z telim narodem za Tatry poseł?
— Hajno wiés, dziewce — odpowiedział stary Nędza — poco tys ta hań temu jeleniowi urosły rogi? Niek bedzie niewycytno Bogu Przedwiecnemu, co mi wyraźnego hłopa dał. Ja sie ś Nim o to zbywał nie bedem, ba Mu dzieńkujem.
Z Panem Bogem zbywka na nic. To prawda własna... Tak sie mi widzi, ze be dysc.
— Idzie od śródwiecerz, z Orawy — rzekła Nędzowa.
— Janosikowi sie musi scęścić — dodał jeszcze stary Nędza jakby do siebie — on świat równa, a nika blisko po Polsce nie zbija, ba daleko. Takiemu zbójnikowi Bóg scęści, a ludzie błogosławiom. Jakbyś popod nogi ludziom srał,
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.