Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

czeladnik, który jeszcze długo grał dziewczętom, ukłonił się im grzecznie kapeluszem (obawiając się, że przez delikatność, ponieważ gra, nie odchodzą) i rzekł:
— No, dobranoc. Idem na sope.
— Dobranoc — odpowiedziały dziewczęta odchodzącemu, ale się nie ruszyły z ławy pod domem.
— Wiés — rzekła po chwili Jadwiga do siostry — jaby sła ku Maćkowi legnąć, on mie koha.
— Ze dy idź — odpowiedzała Krystka. — Ucies jego i sie.
Opuściła Jadwiga ponownie głowę ku piersiom, gdyż była młodsza i jeszcze panna.
— Ale to moze tak nie przystanie na mnie, cobyk ja ku niemu sama sła, ba cobyk go ku sobie puściła.
— Kie on ani popod naskom ściane hodzić na śmié, bo sie boi stryny.
— No...
— A ty puścis dziś ku sobie Wawrzka?
— Puscem.
— Wawrzek idzie śmiało, bo to gazdowski syn i parobek...
— No. A tobie sie widzi Maciek?
Jadwiga owinęła kraj zapaski na palec i rzekła:
— Wiés, kie on gra, to po mnie jaze mrowiecki hodzom, het, po całem ciele.