— A jaby sie napił gorzałki i zagrałbyk — rzekł Krzyś. — A ty, Gałajda, cobyś robiéł?
— Spałbyk — odpowiedział Gałajda.
— No to poco ześ s nami poseł? Mógeś w jaferak pod ferecynom w lesie przy Janosikowi legnąć i spać.
— Kieście mie zapozwali ze sobom — odpowiedział Gałajda.
— Wiés, Bartek, ale sie nie gniéwaj, tyś taki, jak wół z pod Murania — rzekł Marduła. — Ka cie pozénom, to idzies.
— Huhuhu! — roześmiał się Gałajda i rzekł po chwili pomału, jako zwykle:
— A mnie miéło poméśleć, co se ten niedźwiadek po lesie hipce. I jemu miéło.
Naco popatrzył nań Marduła i oświadczył:
— Bartek, ja ci pedział, s tobie hłop, ale kieby sytka tacy béli, toby my jesce kamieniami ziem orali, jako drzéwiej, za Jadama w Raju.
— Ja ta wyméślował nic nijako nie bedem — odpowiedział Gałajda. — Jest nato ini...
Rozradowała się Krzysiowa dusza.
Albowiem naprzeciw nich ukazała się za małym przylaskiem karczma, jakie dobrze poznał w życiu.
Stał dom drewniany wielki, z wysokim góralskim dachem i z murowanym ponad nim białym pobielonym kominem, ściany domu szare
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.