Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

były od dawności. Dzieliła go na dwie połowy sień, w oknach zaś małych i wąskich, których było po dwa z każdej strony sieni w izbach, widniały grube kraty żelazne, pordzewiałe i pajęczyną zasnute. Zboku, przy izbie po lewej ręce była jeszcze komora bez żadnego okna, tylko z wyciętym kwadratowym otworem dla odrobiny światła.
Przed karczmą był dziedziniec zasypany sianem, sieczką, owsem, śmieciami a na nim studnia z żórawiem oraz gnojówka z mętną żółtawą pianą u brzegów z moczu końskiego, albowiem konie stały przy kilku wozach, siano z półkoszków biorąc. Pomiędzy końmi chodziły kury i gęsi żydowskie. Stała też po drugiej stronie dziedzińca wozownia, z którą łączyła się stajnia krowia, należna do karczmy.
Młoda tęga dziewka słowacka z zakasanemi rękawami koszuli myła szaflik pod studnią, do kolan mając spódnicę uniesioną i dwa krótkie warkocze twardo splecione kasztanowatych włosów, niebieskiemi wstążeczkami u końców przewiązane, na obie strony głowy na biało przedzielonej, ku ramionom, jak ogonki młodych gończaków, krzywo sterczące.
— Marta! — krzyknął za nią niespodzianie Marduła.
— Jaaaj! — zawołała, słowackim obyczajem, przestraszona dziewczyna.