Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

— Krziś! Na rany Boskie! My w hereście! We więzieniu!
Tyle rozpaczy było w głosie Marduły, że Krzyś porwał się z siedzenia, odrazu trzeźwy.
— Jako?
— My we więzieniu! — wył Marduła.
Krzyś rozejrzał się i ujrzał kratę w oknie ściany, pokiwał głową i rzekł:
— Juści prawda. Zaparli nas.
— Gałajda! Gałajda! — wył Marduła, kopiąc zkolei Gałajdę w bok.
Ale Gałajda spał twardo, na brzuchu leżąc, podobny do wielkiego tramu drzewa.
Marduła rozpaczliwie raz za razem trącał go nogą. Wreszcie Gałajda się obudził i zapytał:
— Co fces?
Marduła wrzasnął z jękiem:
— Bartek, Jezusie Maryjo, my we więzieniu!
— Jako? — zapytał Gałajda sennie.
— W kreminole my! Boze! Boze! Boze!
— W kreminole? — zapytał Gałajda powoli niewyraźnie.
— Dyj ci gadam! Zaparli nas!
— Moze?
Marduła począł płakać na cały głos. Znowu więc jest w lochu, znowu, znowu, znowu!?
Gałajda zaś siadł na kamiennej posadzce lochu i począł pytać Krzysia:
— Ka my to? We więzieniu?