Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

— Patrz! — wskazał mu Krzyś małe zakratowane okno.
— Hy — mruknął Gałajda — prawda.
— Jako my sie dostali!? Jako my sie haw dostali!? — ozwał się w szlochaniu Marduła do Krzysia, ten zaś milczał jeszcze chwilę i odpowiedział:
— Ja sytko wiem. Tańcowałeś w karcymie, pote zacéni my pić, pote jeś ty hipnon do Gałajdy i pedziałeś mu: ty myślis, bestyja wielga, ze ja ci sie bojem? — i wycioneś go pięściom w łeb. On nic, jyno sie ośmiał i łeb sie mu skrziwiła. Tyś zaś drugi raz hipnon ku niemu i zaśeś mu znowa samo tak pedział: ty myślis, bestyja wielga, ze ja ci sie bojem? — i zaśeś go wycion w łeb, a on sie samo tako śmiał i łeb sie mu skrzywiła. Za trzecim raze cie ciapnon, dłoniom na plask, a tyś sie przekopyrtnon pod ławe. Zacéni sie Luptacy śmiać, a Bartek im pedział: wy sie nie musicie z Polaka śmiać. Oni jesce barzyj, bo i oni przynapici béli, a Gałajda nic nie pedział, jyno do nik beckom z kapustom, co mu stała pod bokem, śmignon. Zrobiła sie burniawa, oni do nas hipli.
— Aha! Wiem. Zbacyłek se. Ja ik w pole wyprał! — przerwał mu Marduła.
Ale Krzyś rzekł:
— Edźjeś ik ta bars moc w pole nie wyprał, boś pod ławom lezał jesce, jak głupi, jyno Bartek